Zofia Grudnikówna Zofia Grudnikówna
481
BLOG

Nie taka deflacja straszna.

Zofia Grudnikówna Zofia Grudnikówna Gospodarka Obserwuj notkę 37

Idzie Kowalska do sklepu, na liście ma zapisane bułki, mleko, ziemniaki i marchewkę. Bierze koszyk, przechodzi pomiędzy regałami i bierze z półek po kolei, co jej potrzebne do obiadu. Staje w kolejce do kasy, znajduje portmonetkę, już, już ma płacić, gdy... Kasjerka podaje niższą kwotę, niż przed miesiącem! A wczoraj już było taniej, niż pół roku temu
O, nie, przestraszyli się Państwo? Możliwe, bo opisaną wyżej sytuacją z uporem godnym lepszej sprawy straszyły nas w ciągu ostatnich paru dni mainstreamowe media. Ziszcza się koszmar keynsistów. GUS podał, że od sześciu miesięcy mamy w kraju deflację. W tłumaczeniu z ekonomicznego na ludzki: spadają ceny, głównie żywności, a co za tym idzie, wzrasta wartość pieniądza. (Za tę samą kwotę możemy kupić więcej rzeczy, niż przedtem.)
Podobno deflacja prowadzi do kryzysu, zahamowania rozwoju gospodarczego i może jeszcze czego gorszego. Keynsiści tłumaczą mętnie, że spada popyt na towary i usługi, że ludzie wolą oszczędzać, bo a nuż jutro będzie jeszcze taniej, co blokuje inwestycje, produkcję, rozpacz i beznadzieja.
Zamiast rozdzierać szaty, proponuję chwilę zastanowienia. Czy spadek ceny jogurtu zniechęci kogokolwiek do jego zakupu? A czy znają Państwo kogokolwiek, kto odkładał na wymarzony telewizor i zobaczywszy przecenę 25% (Okazja! Tylko Teraz!!!), przerażony zatrzasnął portfel, by pobiec do domu i schować zaskórniaki pod łóżkiem? Nie? No właśnie, jeśli ceny spadają, ludzie raczej kupują więcej, a na pewno nie rezygnują z przyzwyczajeń konsumenckich i zaplanowanych zakupów.
Kolejna kwestia jest taka, że tak naprawdę... Ceny nie spadają, nawet w razie deflacji! Spieszę tłumaczyć: jeśli produkt kosztuje mniej, to producent zarobi proporcjonalnie mniej i mniej wypłaci z kolei swoim dostawcom. Jeśli ceny spadły, to po pewnym czasie każdy będzie miał nieco mniejszą cyfrę na koncie, ale nie przełoży się to na ilość rzeczy, które może i chce kupić, bo będą one kosztowały odpowiednio mniej.
Jeszcze prościej: powiedzmy, że aż dotąd Kowalski zarabiał 100 zł, za które kupował co miesiąc 100 bułeczek po 1 zł każda. Bułeczki potaniały i kosztują 98 groszy. Producent, który zarabiał dotąd 50 zł, a 50 zł płacił dostawcom renegocjuje warunki dostaw. Teraz zostawia dla siebie 49 złotych, a dostawcom płaci 49 zł. Kowalski jest taksówkarzem, jego klienci to dwaj konkurujący ze sobą dostawcy bułeczek. Każdy dostawca jeździł dotąd za 50 zł,  dając panu Kowalskiemu łączny zarobek 100 zł, ale teraz nie stać ich na tyle i jeżdżą tylko za 59 zł. Kowalski zarabia więc teraz 98 zł i może za to kupić 100 bułeczek po 98 zł. Tym sposobem wracamy do punktu wyjścia, tyle że mamy lepszy pieniądz.
Żegnajcie, lewicowe straszaki.


Można się pośmiać:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Deflacja_(ekonomia)
http://wyborcza.pl/1,75478,16475399,Jej_okropnosc_deflacja.html















 

Niepokorna, myśląca pod prąd, zasadnicza.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka